|
Stajenka Miejsce, którego nam brakowało :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
martik
-admin z przypadku-
Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Czekolandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:47, 23 Lis 2007 Temat postu: Problemy wychowawcze |
|
|
W [link widoczny dla zalogowanych] autorzy piszą o problemach wychowawczych, jakie napotkać możemy przy koniach. Podają też przykładowe sposoby ich rozwiązywania.
Przykład z koniem, który źle się zachowuje, kiedy prowadzi się go w kantarze. Pada propozycja aby takiego konia nauczyć chodzić w ogłowiu, z wędzidłem.
Komentarz do tej rady: droga na skróty, jeśli tak będziemy tak szkolić, to co włożymy koniowi do pyska, jeśli będzie problem podczas prowadzenia w ogłowiu...?
I tak sobie pomyślałam, że ja Curę też prowadzam na ogłowiu. Raz w kantarze a raz w ogłowiu i z lonżą. W kantarze różnie bywa z tym prowadzeniem. Jak ma ogłowie, z wędzidłem, to bardziej się słucha. W zasadzie nie ma żadnego problemu. Czy muszę więc zakładać, że takowy się pojawi? Czy to rzeczywiście jest pójście na skróty?
Mnie się akurat wydaje, że to dość normalne rozwiązanie- w końcu wędzidło jest właśnie po to, by lepiej koniem sterować. Gdyby było inaczej, wszyscy jeździlibyśmy w kantarach. A jednak tego nie robimy. Dlaczego?
Drugi problem, jaki chciałam z Wami skonsultować, to problem ucieczki konia. Przeżyłam coś takiego kilkukrotnie. Konie, które nigdy nie były przez nas bite, które nie kojarzyły źle pracy z człowiekiem, miały pewnego razu kaprys i uciekły z padoku. Uciekły tak, że żadnym sposobem nie można ich było złapać. Wyglądało to tak, jakby się z nami bawiły w berka.
Jak złapać takiego konia? Skoro wołanie nie pomaga a kiedy się zbliżamy, koń odbiega kłusem... Gdyby nie ogromniaste pole, to pewnie bym takie stadko pogoniła, żeby one samo za mną w końcu polazło (coś a la join up) ale w takich warunkach jest to niemożliwe.
Więc co zrobiliśmy? Złapaliśmy je na marchew trzymaną w łapce. Czy to naprawdę taki powód do wstydu? Czy to moja wina, że koń nie reaguje na mój głos, bo widzi mnie tylko przez 2 h dziennie, kiedy jestem w stajni?
Ideały ideałami ale życie weryfikuje nasze wyobrażenia. Już teraz widzę, że Cura jest bardziej przywiązana do stajennego, niż do mnie. I co mam zrobić?! Rzucić pracę i zamieszkać w stajni? <eh?>
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dakron
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 16:52, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
W Poradniku podałam moim zdaniem najprostsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie, bo za takie uważam prowadzenia na ogłowiu. Jeśli koń zacznie szanować prowadzącego go człowieka na ogłowiu, to po jakimś czasie można spróbować go prowadzić na zwykłym kantarze. To wymaga czasu i cierpliwości i pewności w swoją silna pozycję w stosunku do konia.
Uważam że kwestię hierarchii człowiek - koń najlepiej rozwiązywać na okrągłym okulniku/lonżowniku, ale bez lonży. Jak kto woli z batem, linką czy co tam sobie kto wymyśli. Czytałam książki Montiego R i troszkę opracowań z netu, poćwiczyłam z moimi końmi i taki sposób załatwiania sprawy sprawdził sie w moim przypadku.
Ale znam ludzi słabych psychicznie, którym w ten sposób nie udało się złapać przewagi nad koniem. To chyba kwestia charakteru.
Swego czasu dostałam w prezencie sznurkowy westowy kantarek z cienkiej linki.
Poprosiłam o instrukcję obsługi, prezentacja odbyła się na młodym surowym ogierze, który słabo chodził w ręce..
Dopasowano kantar do wymiaru głowy, podpięta została długa lina jakieś 4m. Koń miał iść za człowiekiem, jak broił to prowadzący trzepał tą liną na boki, co było karą dla konia. Węzełki na kantarze uciskały boleśnie mocno unerwione miejsca na głowie konia i to była dla niego nauczką, że ma słuchać prowadzącego.
Powiem szczerze, że nie przekonała mnie ta metoda.
Kantar sznurkowy podarowałam Ihahowi.
Wkurza mnie kiedy ktoś jeździ na kantarku sznurkowym i mówi że jest mniejszym barbarzyńcą od nas konserw na ogłowiu wędzidłowym. To znaczy że nie zna działania owego ustrojstwa i tyle.
Druga sprawa to miłośc koni do stajennych, a kogo maja kochać jak nie tego który karmi i nic więcej od nich nie wymaga?
Wszyscy znają powiedzenie "pies przyjacielem jedzącego człowieka"
Z końmi jest to samo.
Cześć Stajenkowiczów znała moje kopytne, przychodziły wołane po imieniu, jeden to nawet galopem, a krzyczało się "marchewka" a on gnał do bramy. Jednak konie z rekreacji z którymi spotykałam się jako instruktor tak się nie zachowują. To sa konie obsługiwane przez innych ludzi, stajennych, koniuszych. To oni maja dla tych koni wartość jako karmiciele a nie instruktor który przeszkadza im w łażeniu po wybiegu czy łące.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dekster
Mam większego konia niż OSM :P
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1776
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Płaskowyż tarnowski
|
Wysłany: Pią 18:01, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Najpierw kwestia kantara.
Moim zdaniem,najlepiej konia,który nie jest nauczony chodzic za człowiekiem prowadzać na ogłowiu wędzidłowym.
Na zwykłym kantarze koń się zaprze i raz dwa zwieje a jeśli zrobi to kilka razy to potem problem bo konik nauczy się wyrywania.
Kantar sznurkowy wielu ludzi nawet nie wie jak zawiązać.Te wszystkie supełki do czegoś służą i każdy ma być dopasowany w odpowiednim miejscu.Nie może dyndać ani też być za mocno zaciśnięty.Kantar też nie powinien być z byle czego zrobiony,do tego sa odpowiednie linki i większość tych po 20 zł z allegro nie nadaje się bo za miękka albo znowu za sztywna i obciera konia.
Cytat: | Druga sprawa to miłośc koni do stajennych |
Moje jakoś nie okazują zbytniej sympatii w stosunku do mnie,myślę,że jestem im obojętna.Fakt bardziej rżą jak to ja idę a nie całkowicie obca osoba.
Co do łapania.
Mój jak zwiewał na początku to biegł przed siebie ile fabryka dała.
Potem za jakieś 3-4 km stawał i zaczynał skubać,jak go już dogoniłam to dał się złapać i pokornie doprowadzić do domu.Z czasem przestał się oddalać a ganiał wokół stajni.Wtedy pomagało złapanie innego konia i udawanie,że coś się mu tam daje,wtedy i ten przyłaził lub poprostu pobiegał i w końcu dał do siebie podejść,
Teraz nawet jak zwieje to się patrzy czy idę jak nie to za chwilę wraca.
Daje się łapać obcym,już nie raz tak było,że ktos mi konia do domu przyprowadzał albo przeciwnie oddalał się z moim koniem
W poprzednim miejscu o tyle miałam dobrze,że jak uciekła to było wiadomo gdzie go szukać.Biegł to pobliskiego gospodarstwa,parkował na trawniku i zażerał się kwiatkami.Przy sprowadzaniu koni też nie mam problemu nawet jeśli trzeba awaryjnie bo się np rozpadało.Łapię tego,który pierwszy przyjdzie a że większośc koni ma drugiego ulubionego ta zaraz mam dwa a jak zaczynam sprowadzać to już reszta grzecznie w rządku czeka na swoją kolejkę.
Łapanie uciekiniera jest o tyle trudne,że on doskonale wie co się stanie jak go złapiesz i za wszelką cenę próbuje uniknąć roboty czy zamknięcia.
Ja mam taką metodę,że trzeba sprawić,zeby koń się zatrzymał i się czymś zająć,jeśli przestaniesz za nim łazić to długo bez celu latał nie będzie.Wtedy,"że niby nic od ciebie nie chcę" podchodzi się do konia udajac ze nas wogóle nie obchodzi.
Mam odsadka ucieniniera ,robi myk pod pastuchami i już go nie ma.
Słyszę tylko " Mmmmmmały znowu jest u sąsiadówww".Biore kantar,przyprowadzam po czym gnojek za 10 min znów jest poza ośrodkiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ihah
Jestem oazą spokoju :) Nie widać?! ;)
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Misty Mountains in the Valley of Hope
|
Wysłany: Pią 19:21, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
dakron napisał: | Poprosiłam o instrukcję obsługi, prezentacja odbyła się na młodym surowym ogierze, który słabo chodził w ręce..
Dopasowano kantar do wymiaru głowy, podpięta została długa lina jakieś 4m. Koń miał iść za człowiekiem, jak broił to prowadzący trzepał tą liną na boki, co było karą dla konia. Węzełki na kantarze uciskały boleśnie mocno unerwione miejsca na głowie konia i to była dla niego nauczką, że ma słuchać prowadzącego.
Powiem szczerze, że nie przekonała mnie ta metoda.Kantar sznurkowy podarowałam Ihahowi. |
I kantar sznurkowy się przydaje od czasu do czasu.Prowadzac żarłoka na wybieg zimowy wystarczy zwykły kantar, konisko idzie chetnie ale nie pali się do wyrywania. Wracając do stajni wlecze się i tak za mną ze dwa metry więc nic ostrzejszego potrzebne nie jest, ale idąc z nim na pastwisko trawiaste muszę przejś przez pola sąsiadów i tu czasami bywa problem, jeśli trawa na ścieżce jest jego zdaniem wyjątkowo smaczna. Szarpnięcia zwykłym kantarem są skuteczne jak packa na muchy przy prowadzeniu słonia, ogłowie też potem trudno raczej zdjąć jak już się dotrze na miejsce. W takim przypadku jak najbardziej sprawdza się kantarek sznurkowy - wystarczą dwa szarpnięcia i konisko idzie jak aniołek, może to też droga na skróty ale nie trzeba się wnerwiać i siłować z grubasem, który hierarchię niby zna i się podporządkowuje, ale tylko do momentu gdy zaczyna iść w strone żarcia. W takim przypadku nie pomagają żadne metody a`la Monty czy inni, poprostu Bazyl w młodości przez pierwsze pół roku głównie głodował i teraz działa tylko instynkt łakomczucha.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dakron
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 20:58, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
A pamiętasz Ihahu jak w Swarzędzu w Podkowie robiliśmy zakłady kto złapie na pastwisku Perełkę popielatą szetlandkę?
Cholera jak widziała ludzia zbyt blisko to zwiewała galopem, fajną metodą było chowanie się za innym koniem, niby łapiesz jednego, jakoś tak trzeba było się zakręcić i cap ją za kantar.
Kupa śmiechu, powinna się przyzwyczaić do łapania, bo po takim capnięciu nikt jej nie wyprowadzał tylko poklepał i odchodził a mimo to ona lubiła zwiewać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ihah
Jestem oazą spokoju :) Nie widać?! ;)
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Misty Mountains in the Valley of Hope
|
Wysłany: Pią 21:14, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Ano pamiętam
Z niej to była w ogóle ch...ra, przełaziła sobie z wybiegu na wybieg korzystając z tego, że ogrodzenia były robione na "normalne" konie.
Pamiętam też jak Ktoś na niej jeździł i jak temu Komuś nie powiedziano, że nikt przed nią na tego koniorka nie wsiadał :-P
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dakron
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 22:47, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Jak widać Nieletniej dobrze to zrobiło i teraz śmiga na krosach
Zresztą przypominam że ona z niej nie spadła nawet przy galopach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Boubi
Melka i rżysko jest ponad wszystko ;)
Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 4504
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Raciborz-Lozanna
|
Wysłany: Pią 23:26, 23 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
W sprawie prowadzania konia to moje doswiadczenia sa raczej ambiwalentne i gdyby nie niedawna kontuzja Melki - to pewno optowalabym za kantarem (logiczne i proste). Ale teraz sprawdza mi sie powiedzenie, ze "punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia".
Otoz - moja - niegdys mulowata i bardzo spokojna kobylka - po 3 miesiacach postojowego i koniecznosci oprowadzania jej w reku, koniecznie stepem i koniecznie po twardym okazuje nie byle jaki temperament.
Tak wiec w naszej hierarchii:
na I- szym miejscu jest nasz koniuszy Tomek - autorytet bez dwoch zdan, niby nic zlego nigdy koniom nie zrobil, a zachowuja sie przy nim... no...oglednie mowiac zupelnie inaczej niz przy wlascicielach. Tomkowi - jako osobnikowi Alfa udaje sie Melke prowadzic na kantarze (ale z uwiazem bez bezpiecznego zamkniecia, bo i Jemu dalaby ognia).
na II- gim miejscu jestem ja - i prowadzam Ksiezniczke wylacznie na oglowiu z lonza (przynajmniej jak mi odpali - to wisze na tej lonzy i kobyla mi nie zwieje)
na III- cim miejscu jest "Pan Marchewka" - czyli Filip, ktory przezornie unika w ogole oprowadzania naszej kobyly.
Wniosek z tego jeden - w zaleznosci od sytuacji - raz wystarczy nam kantar, albo i to nie, bo sa konie co jak te cieleta za krowa pojda, raz i z oglowiem i lonza sa klopoty. Trzeba sie po prostu umiec dostosowac.
A teraz akurat o wyrabianiu sobie autorytetu u Melci moge zapomniec, bo mamy kontuzje i wszelkie join-upy - to moze za rok.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
majak
Gruba i ja :-)
Dołączył: 24 Lis 2005
Posty: 6000
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Grodzisk Maz. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:58, 24 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Moja Gruba miała (i ma nadal ale w mniejszym stopniu) problem z podorzadkowaniem się prowadzącemu.
Generalnie prowadzenie w ogłowu zdało egzamin bo jeśli konia się nie pusciło, to po pewnym czasie zdawała sobie sprawę z bezcelowsci takiego zachowania.
W tej chiwli jest prowadzana na kantarze, z tym ,ze uwiaż musi być koneicznie zaczepiony za boczne kółko - inaczej od razu człowiek jest na straconej pozycji.
Zapiecie z boku daje też dobry efekt w przypadku koni dość delikatnych, subtelnych (nie jak moja gruboskórna) i w momencie pierwszych oznak wyprzedzania wystarczy skręcić głowe konia a żeby to zrobić to dodatkowo łatwiej wbić łokieć w szyjkę.
U nas to skutkowało i koń jakos nie ma zaciecia aby coraz mocniejsze cuda jej opatentować na pysku (nie wiem na jakiej podstawie takie stwierdzenie).
Ewentualnym "zastępczym" rozwiazaniem jest kawecan, niby kantar ale na nosie też działa dosć konkretnie.
Takie metody były na mojej Grubej stosowane i podziałały w pozytywnym znaczeniu, bynajmneij nie gorszym. Koń idzie za człwoiekiem jak cielak, naprawdę rzadko próbuje coś zmajstrować (raczej kiedy instynkt zaspokojenia głodu się wzmaga).
Mówienie o pójściu na skróty, łatwiznę wydaje mi się mówieniem z ust osób, które nie miały do czynienia z takimi sytuacjami lub naprawde ktoś robił z czymś tak prostym jak ogłowie cuda niewidy i się koń wkurzył (plust potencjalny strach wyprowadzacza to jest to).
Nikt nie lubi by wyprowadzanym przez konia i ciagniętym na brzuchu za nim, uwieszonym na uwiazie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Boubi
Melka i rżysko jest ponad wszystko ;)
Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 4504
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Raciborz-Lozanna
|
Wysłany: Sob 22:23, 24 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Majak napisał: |
Nikt nie lubi by wyprowadzanym przez konia i ciagniętym na brzuchu za nim, uwieszonym na uwiazie. |
Oj tak Majak - to szczera i wielka prawda. Powinno sie tez takie zdanko umiescic w "Poradniku" Dakrona. Nigdy nie probujmy zamieniac sie w choragiewke fruwajaca za koniem, ktory pociagnal za kantar. "Wloczenie za koniem" bylo dobre u Sienkiewicza, ale my dbajmy o nasze zdrowie i zycie. Gdy kon jest na kantarze i chce naprawde sie wyrwac - to puszczac trzeba niestety ino szybciej tym lepiej. Przy kolosach ponad 500 kg - przeciez nie mamy zadnych szans.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dekster
Mam większego konia niż OSM :P
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1776
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Płaskowyż tarnowski
|
Wysłany: Nie 8:49, 25 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Z moim na początku był trochę problem bo faktycznie,nie umiał chodzić za ani koło człowieka a chciałam spacery jak najszybciej zacząć,żeby móc jechać w teren.W tym przypadku nie było zmiłuj,brutalniej zabrzmi niż wyglądało ale jak mnie koń wyprzedza to poprostu dostaje po nosie i tyle.
Jestem tego właściwie pewna,że prowadzanie na ogłowiu nie "stepi" konia w żaden sposób.
Przeważnie prowadzam na zwykłym kantarze parcianym,ale jesli widzę,że koń ma ewidentną nadwyżkę energii to zakładam ogłowie.
NIe będe ryzykować wyrwania barku,ucieczki konia gdzie może sobie i komuś krzywdę zrobić jak pobiegnnie na asfalt np.
Pomimo prowadzania na ogłowiu z wędzidłem mogę w każdej chwili wsiąśc na gołego konia i jeździć,bo koniem nie kieruje się pyskiem a całym ciałem.Koń ma słuchać dosiadu a nie tylko i wyłącznie ręki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hugh_h
Nie kapelusz zdobi kowboja ;)
Dołączył: 21 Gru 2005
Posty: 966
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: k.Radzymina Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 10:33, 25 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
majak napisał: | Mówienie o pójściu na skróty, łatwiznę wydaje mi się mówieniem z ust osób, które nie miały do czynienia z takimi sytuacjami lub naprawde ktoś robił z czymś tak prostym jak ogłowie cuda niewidy i się koń wkurzył (plust potencjalny strach wyprowadzacza to jest to).
|
jakby nie mam nic przeciwko prowadzeniu w ogłowiu na ale mnie też sie wydaje że jest to pewna droga na skróty - dlatego że konia należy wszystkiego nauczyć najpierw a potem wymagać, więc jeżeli jest problem z prowadzeniem to trzeba po prostu nad tym popracować jako nad czymś samym w sobie. na przykład poprzez ustawienie hierarchii. moge sie zgodzić że ogłowie jest tymczasowym narzędziem do rozwiązania problemu ale nie rozwiązaniem tego problemu.
to samo myślę o tym aby konie przychodziły do nas jak je wołamy też trzeba nauczyć.
tak martik należy rzucić prace i zamieszkać w stajni wtedy będziesz łapać konia tak jak ja, trzeba z nim być i trenować
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
majak
Gruba i ja :-)
Dołączył: 24 Lis 2005
Posty: 6000
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Grodzisk Maz. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:55, 25 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Ale czy prowadzanie na ogłwoiu w początkowej fazie nauki - np. właśnie wyrabiania hierarchii nie jest pomocne?
Jeli ogłowie pomogło w jakiejś fazie nauki prowadzania i teraz jest już dobrze, to czy to była zła nauka? Czy to nie jest w pewnym stopniu takze ustalenie hierarchii - "ja cię prowadzę, masz isc spokojnie obok albo za mną".
A jeśli jest to koń "zepsuty" ?
Jeśli nie ogłowie, to co w fazie nauki takiego zachowania należy stosować?
Kantar parciany/skórzany, kantar sznurkowy, kantar z supełkami, kawecan, itp?
Mój koń z padoku przychodzi na sam mój widok, nie musze nawet wołać, no chyba, że sie gdzieś zapatrzyła/zasmakowała to wystarczy, że sie odezwę.
Nasz koń zreszta kojarzy też już nasz samochód - kiedy przyjeżdżamy - już wie,ze to my
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
osm
Dobra konserwa nie jest zła :P
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 2570
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Nie 13:54, 25 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Bardzo to wszystko piękne - nauczyć oczywiście można i należy. Łatwo to zrobić mając pod domem 2-3 konie.
Zapraszam chętnych do uczenia koni przychodzenia na zawołanie do mojego klubu. Na wybiegu jest zwykle 10-15 koni i nijak nie rozpoznają swoich imion (gupole ). Jest jeszcze kłopot, że niektórzy mówią na Misurata Misiu, a niektórzy Rysiu, na Lolka mówią Gruby albo Siwy, a Loredo przychodzi na "chodź tu osiołku" A przez stajnię przewija się tygodniowo kilkadziesiąt osób - mniej lub bardziej zaawansowanych. Za każdego konia stawiam piwo
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dakron
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 15:33, 25 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Przychodzenia na zawołanie łatwiej nauczyć konia na którym tylko my jeździmy, szczególnie jeśli obsługa stajni obchodzi się z nim bezkontaktowo.
Znam to ze stadniny w Iwnie, tam 4 masztalerzy obsługiwało 120 koni. Karmili je ale już nic poza tym. Wystarczyło zainteresować sie którymś, zacząć go czyścić, dopieszczać, a po kilku dniach kiedy wchodziło się do stajni on witał człowieka cichym rżeniem.
Konie lubią zainteresowanie z naszej strony, w końcu to my jesteśmy źródłem smakołyków, miłego dotyku, ciepłego głosu. Jednak w przypadku gdy kilka osób zajmuje się koniem trudno wymagać od niego lojalności.
Co do prowadzenia na kantarze.. ogłowiu, podałam najprostszy sposób rozwiązania problemu. To nie jest rada "jak szkolić" konia, tylko jak dać sobie radę "jeśli koń którego dostaliśmy sprawia nam kłopot" Przecież właściciel konia może nie zgodzić się na proces ustawiania hierarchii z obca osobą.
Prosty przykład, zwichnęłam nogę, nie będę jeździć 3 miesiące, w tym czasie koleżanka może jeździć na moim koniu ale to nie znaczy że ma go zdominować. On ma być grzeczny ale ale rozwiązywanie problemów wychowawczych to już moja sprawa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|