Stajenka

martik

Rzeczywiscie, masz racje Dragonniu. Wiadomosci z brazowej odznaki powinny wystarczec i umiejetnosci z egzaminu rowniez.

ansc

Moim zdaniem jeśli prawo by u nas działało jak należy, działałaby policja zwierząt, i człowiek który źle traktuje jakiekolwiek zwierze zdawałby sobie sprawę że poddany byłby surowej karze to byłoby skuteczniejsze i najważniejsze bardziej realne niż jakieś kursy. Choć oglądając na Animals planet ile jest przypadków złego traktowania zwierząt nawet tam gdzie ta policja naprawdę działa, to jednak nie rozwiązuje to sprawy. Zresztą jak ze wszystkimi przestępstwami na świecie.
A co do samych umiejętności wychowu koni to nie oszukujmy się każdy z nas uczy się całe życie. Znam ludzi którzy zawsze trzymali konie w pensjonacie, płacili i nie mieli zielonego pojęcia jak się zajmować końmi oprócz tego że je czyścili i siadali na nie od czasu do czasu. A właściciel stajni takie chocki klocki wyprawiał że konie po zimie wyglądały jak szkielety naciągnięte skórą nie mówiąc o tym że z 3 koni naraz zrobiło się 7 do utrzymania przez pensjonariuszy ( dziko sie rozmnażały) Teraz wybudowali swoją stajnię i dopiero zaczynają się uczyć podstawowych rzeczy jak karmienie itp. Ja zdecydowałam się na własnego konia dopiero po 20 latach styczności (nauki koni) i nadal sie uczę.

dakron

Dziewczyny, czy pozwalać na zakup konia osobom niejeżdżącym? Czy egzaminować tylko teoretycznie? Troszke utopijnie to brzmi Wesoly

nongie

Przeciw. Nie wierzę w skuteczność takiego przedsięwzięcia.
Na posiadanie żywego stworzenia musiałby być egzamin z człowieczeństwa (w dobrym tego słowa znaczeniu), bo z teorią to większość by sobie poradziła na zasadzie "wkuć, zdać, zapomnieć"

Iandula

Przeciw, nie do wyegzekwowania, chociaż pomarzyć można

Paskuda

A czy ktoś się zastanowił nad koniami sponsorskimi? Czy ktoś kupujący konia dla konkretnego zawodnika, nie mający pojęcia o koniach, jeździe itd. też powinien przejść kurs. Czy ktoś kto nie potrafi jeździć nie moze mieć konia?

Ja jestem za to za pozwoleniem na posiadanie dzieci, jakby wszyscy przyszli rodzice przeszli kursy wychowawcze nie byłoby potem takich problemów; jak bezmyślne kupowanie zwierząt przez nieodpowiedzialne osoby.
Nioniu obawiam się, że nawet z kursem na człowieczeństwo mogłoby być podobnie.

nongie

Człowieczeństwo da się wkuć, a potem zapomnieć? Wesoly

Paskuda

na egzamin da sie wszystko wkuć

Boubi

krystyna

Jestem przeciwna, rzecz jasna. Z drugiej strony chciałabym zobaczyć tę nadzwyczaj wysoką komisję, ktora mnie egzaminuje na okoliczność posiadania koni. Mruga

Ciekawe jaką instytucję uszczęśliwiono by tą rolą?

I jakie byłyby koszty egzaminu?

A co z posiadaniem psów, kotów i całej reszty?! Ja się nie znam na kotach, a mam ich teraz z sześć. jupi

Ale rozumiem ideę jaka przyświecała pomysłodawcy tego egzaminu. Wesoly

Tylko, że w naszym kraju trzeba by posłać na kursy rozliczne nie tylko tych co chcą miec konia ale przede wszystkim tych co korzystają narazie z cudzych koni.
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam ze swoimi końmi (goscinnie) w stajni rekreacyjnej (hangar) Szwadronu RP w Starej Miłosnej.
Szok totalny.

Odwykłam już. I co tu się dziwić Przecławowi, ze jak zajechał i zobaczył, że stajnia rekreacyjna to pierwszego dnia zachowywał się jak dziki pies dingo.

Generalnie wyglądało tak. Wczesnie rano cisza. Potem cały dzień biegający po stajni rekreanci, duzi i mali, przekrzykujący się przez korytarze. Hałas jak na szkolnym korytarzu. Zachorował kucyk nakarmiony jakims świństwem przez dzieci. Myjka uruchomiona przez opiekuna stajni na moją prośbę, codziennie przekształcona w parking samochodowy. Pozdrowienia dla własciciela BMW, który skutecznie pozbawił mnie możliwości umycia zranionej piętki Przecława przez całe dwa tygodnie. Kartka zatknieta za wycieraczkę nie poskutkowała. Junak po prostu wspinał się na skarpę nad myjką i miał chłodzone ścięgno. Przecława zbyt bolała noga, zeby ryzykować. Ale ludzie przystawali na widok jego zabandażowanej nogi i pytali z troską co się stało.
Tatusiowie czyszczący konie pod dyktando poganiających ich dzieci, mamusie na usługi, noszace sprzęt za pociechami, nikt nie sprawdza czy koń pił przed jazdą, czy jadł, nie rozetrze spracowanego końskiego grzbietu po jeździe, nie sprawdzi czy nie jest zraniony. Nikt nie pyta, ktora to jazda tego dnia. Ulubione konie, na których każdy chce skakać, a nikt nie chce wyprowadzić ich na trawę.
Zamiast jazdy.
Nikt się nie interesuje oberwaną podstawką na sól, żłobem zawieszonym zbyt wysoko dla małego konia, nikt nie poprawi sciółki.
Każdy pewnie uważa, że od tego są trenerzy i stajenni. To prawda. Są.
(Konie oczywiscie dostają dobrze jeść i są zadbane.)
Ale czy to własnie nie z ludzi jeżdżących w takich stajniach rekreacyjnych biorą się potem szczęśliwi posiadacze własnych koni.
I czy miejscem na zdobywanie wiedzy o opiece nad koniem nie powinny być właśnie takie stajnie.
Gdzie człowiek równolegle z nauką jazdy konnej powinien uczyć się opieki nad koniem. Pod okiem doswiadczonego trenera. I za to również zapłacić.
No własnie. Zapłacić.
Tak jak się płaci za teoretyczny kurs na prawo jazdy chociaż mozna by po prostu nauczyć się na pamięć kodeksu drogowego.

Iandula

Człowiek już odwykł od takich widoków, wokół sympatyczni, normalni ludzie, ale piszesz bardzo ważną rzecz, te rozkapryszone dzieciaki chcą mieć wreszcie własnego konia, którego po jeździe wstawia się do garażu jak rower, a jak pada to się nie jeździ, bo pogoda brzydka, a biedny koń stoi i milczy i nawet pożalić się nie ma jak i komu, na samą myśl, ciarki idą po plecach

krystyna

Iandula, tak naprawdę to 99% tych rekreantów to fajni i sympatyczni ludzie i kiedy zaczynałam z nimi rozmawić wychodziło, że chętnie uczyliby się także ciekawie przekazywanej teorii ale zorganizowanie tego typu kursów wymaga większej obsady trenerskiej (patrz:mniejsza grupa) i zdecydowanie podnosi koszty jazdy konnej.
I tu cały problem. W pieniądzach. Jak zawsze.

ansc

Może nie do końca chodzi o pieniądze ale o chęci, i osoby które chciałyby zainteresować dzieci takimi wiadomościami. Zauważ że dzieciaki które chcą się czegoś nauczyć są w stajni co najmniej pół dnia a nie raptem 1h. Angażują się w prace w stajni, interesują się czym konie są karmione, pomagają przy tym, interesują się samym koniem czyli otarciami, skaleczeniami, śmierdzącymi kopytami, przychodzą i dopytują dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić. Trzeba tym dzieciom umożliwić taki sposób nauki. Jeśli dzieciaki traktuje się jak maszynki do zarabiania pięniędzy, przyjeżdżają na gotowe, powozić tyłek i do domu, to nawet nie ma możliwości czymś się zainteresować. No i Ci rodzice którzy wyręczają je we wszystkim, z jednej strony dobrze że się interesują tym co dziecko robi ale z drugiej strony właściwie przeszkadzają w normalnej pracy z dziećmi. Podam przykład ze stajni gdzie ja jeździłam, nie można było wówczas mówić o zarabianiu pieniędzy na nas bo były to symboliczne składki ( klub przyzakładowy) ale z całej masy dzieci przewijających się przez stajnię tylko garstka tak naprawdę się czymś interesowała poza wożeniem pupy. Sami angażowali się w życie stajni, nawet kiedy to było zakazane ( karmienie koni i używanie różnych specyfików na zranienia, opoje, zgnite szczałki itp.)No i szczęśliwie znam te osoby do dziś, niektórzy maja swoje konie i wiedzą co robią.