Forum Stajenka Strona Główna Stajenka
Miejsce, którego nam brakowało :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

join-up doświadczenia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Wto 15:16, 21 Lut 2006    Temat postu:

Wesoly
Powiem Ci czego się boję- jak go poznałam, to nie pozwalał na dotknięcie głowy, startował z zebami/ ale raczej ze strachu/ nie podawał tylnych nóg, nikt go nie czyścił.Wszelkie nowe przedmioty typu reklamówki były straszne.
Zwalczyłam głowe- nie ma problemu z ubieraniem jej, mimo,że nie nauczyłam go opuszczaćc, więc zakładając mu ogłowie musze mu uszy przelekać przez naczółek, wyginając je w rózne strony.Ale sam jest sobie winien.Tylne nogi podaje.
Na początku bał się panicznie czapraka i siodła.Zwalczyliśmy.teraz ma nowe i zapomniałam,że to dla niego zupełnie nowe przedmioty <eh?>
Trzeba na nowo.Pierwsze wyjście poza zakład- to było chrapanie, wywalanie oczu, zapieranie się- myślałam ,że się udusi.
Pierwsze jazdy po wybiegu, to walka o przejścia, gdzie"straszyło".
jednej ściany nie potrafił zrobić prosto.
Zwalczyliśmy, poza ogólnym brakiem chęci do biegania.
Pech chciał, ze po pierwszym ganianiu, jak opuściłam sznurek na ziemie i zmusiłam go do pokonania go z siodła rozpaczliwym susem- zaczepił.Opisywałam to w wątku siodło.
Po ostatnim gonieniu, stał 10 min jak posąg, bo bał się przejść przez miejsce, gdzie wczesniej był sznurek.Zadnego sposobu na ruszenie go z miejsca, poza kucem.
I tak niechcący mam następny problem.A z siodła przez to miejsce przejdzie.
W niedzielę nie mogłam go wyciągnąc w boksu, tak się bał.Znowu musiałam posłużyć się kucem, a wcześniej nie było takiego problemu.
Ale już w jeździe jak baranek- trochę się boi tamtego miejsca, ale idzie.
I teraz musze go "odczulać' na sznurek.
Dlatego nie chcę ryzykować- strasznie długo przychodziło mi zwalczanie różnych "strasznych" rzeczy.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek_J
Jest!!! zbudowałem ją TYMI ręcami ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 2083
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 15:29, 21 Lut 2006    Temat postu:

guli napisał:
Po ostatnim gonieniu, stał 10 min jak posąg, bo bał się przejść przez miejsce, gdzie wczesniej był sznurek.


W takim razie problem jest mocno złożony. A jedyna rzecz, jaką można zrobić to dostarczać koniowi jak najwięcej "strrrasznych" bodźców, żeby się na nie "znieczulił", zobojętniał (mało prawdopodobne, że odniesiesz pełn, 100% sukces). Join-up będzie pomocny, ale nie zastąpi doświadczeń życiowych.

Meteor jest taki sam: koń-przytulanka, przesympatyczny, całkowicie nieagresywny. ale jak mu strrraszny motylek przed nosem przeleci, to noń od razu usieka na sufit, przysysając się do niego wszystkimi czterema kopytami... Za innym koniem pójdzie choćby do piekła, ale na czołowego się nie nadaje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Nie 12:12, 26 Lut 2006    Temat postu:

Jednak zaryzykowałam i przycisnełam mocniej. No fakt,ze byłam akurat zła nie bawiłam sie w bieganie, tylko zagroziłam- usłyszałam chrapliwy oddech.Wszystko trwało krótko, bo kuc mi zniknał z oczu i zastanawiałam sie, czy nie dobrał sie do owsa.Jak stanęłam i odwróciłam sie, Kuba sam do mnie podszedł.Po zdjęciu sznurka, nie poszedł na Wekslem, tylko za mna ,ale na uwiązie.
To mnie rozzuchwaliło i spróbowałam mu zapiąć dwie lonze- jak kucowi.
Samej cięzko uuu stojąc z przodu musiałam rzucić jedna bokiem za zad.Pierwszy raz przestrach, zaplątał się- aż mu noga zaplatana drżała.Uspokoiłam i znowu rzuciłam- udało sie- przeszdłam do tyłu- przestraszył sie- zaczął sie cofać- dotknał zadem lonzy- znowu przestrach.Ale w końcu udało sie- przeszedł pare kroków Wesoly .
Jednak chyba sa efekry- wczoraj wyjechałam na nim, poza wybieg- po terenie zakładu- troche odmawiał, stawał, ale przezył Wesoly może wreszcie tylko z nim pojade na łaki?
Natomiast zupełnie inne doświadczenie z kucem.Poniewaz ostatnio zaczeły mu burzyć się hormony- naskawiwał na konia, mnie się stawiał, więc wzięłam go do kółka.
Odgoniłam- oczywiście poszeedł pod sznurkiem, bo co mu tam-wystarczy schylic głowę.
Przeciągnęłam drugi niżej, odgoniłam- nawet chwili sie nie wahał- poszedł ciałem na obydwa <eh?>
Oczywiście dolny sznurek złapał go za noge- zupełnie inna reakcja niz konia.Wołałam tylko,zeby stał, troche to trwało, zanim dotarłam do niego- nie szarpał sie, tylko spokojnie czekał az go uwolnie.
I tyle było próby- na niego trzeba mieć niestety zabudowanyi to mocno lonzownik mysl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
varsica



Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:05, 24 Mar 2006    Temat postu:

To teraz ja.

Właściwie to wam bardziej z tym tematem doświadczonym pozostawiam ocenienie sytuacji.

Zacznę od tego, że nigdy nie czytałam książek MR. Parę lat temu zaczęłam pracę w pewnej stajni w okolicach Warszawy. Było tam ok 20 koni, głownie angliki. Wśród tych koni był młody ogierek anglik, który nigdy nie biegał na torach, ale swoje w życiu już przszedł. Szef uparł siężeby na nim jeździć, bo on jest taki piękny. No cóż faktycznie ładny był, ale... Pierwszą jazdę na nim zapamiętam do końca życia. Prawie rozkwasił mi twarz i ciągle chodził na tylnych nogach. Szef był zachwycony i stwierdził, że kochałam się z koniem i to było super sciana Po 15 minutach zsiadłam z niego i powiedziałam, że nie będę na nim jeździć tak jak szef sobie to wyobraża. Co prawda oburzył się, ale nie miał wyboru. Mniejsza z tym...
Następnego dnia wzięłam go do ringu. On wogóle nie zwracał na mnie uwagi tylko latał dookoła jak mu się podobało, nawet zatrzymać się nie chciał. Mówiąc szczerze po dłuższym czasie hooooochó i prrrytów już mnie wkurzył. Zatrzymałam go gwałtownie i odpięłam lonżę, po czym pogoniłam go. Zaczął galopować i brykać, ale poganiałam go dalej. CHciałeś biegać to biegaj, chodziło mi po głowie. Wpewnym momencie chciał zwolnić, ale nadal miał mnie gdzieś. Zastawiłam mu droge i zmusiłam do zmiany kierunku i pogoniłam. Po dłużeszej chwili zauważyłam, że jest bardziej skoncentrowany. Znów zmusiłam go do zmiany kierunków chyba jeszcze dwa lub trzy razy. Widząc, że jest zmęczony, ale uważnie mi się przygląda przestałam go poganiać, tylko stanęłam na środku nie ruszając się i niby nie zwracając na niego uwagi. Po kilku minutach przeszedł do stępa i chodząc dookoła patrzył co robię. Chyba czekał aż go pogonię. Stojąc tak sobie doszło do mnie nagle, że on już nie chodzi, ale nie widziałam go przed sobą, myślałam, że wyżera trawe zza ogrodzenia i kiedy zaczęłam się odwracać zauważyłam, że stoi za mną, za moimi plecami. Mówiąc szczerze nie wiedziałam co mam zrobić, czy go pogłaskać, czy stać tak dalej. Postanowiłam zakończyć prace i poszłam kawałek po bata,który leżał na ziemii i poszedł za mną. Dwa kroki, ale zawsze. Byłam ciekawa czy pojdzie dalej i poszedł. Po kilku następnych krokach zaczą już mniej zwracać na mnie uwagę. i rozglądać się dookoła więc pogoniłam go. Przebiegł parę kółek, zmieniliśmy kierunek i gdy znów poświęcił mi swoją uwagę, zatrzymałam się jak wcześniej i po chwili przyszedł do mnie. Pochodziliśmy po ringu zmieniając kierunki i zatrzymyjąc się co jakiś czas. Po kilku dniach nie potrzebowałam uwiązu żeby wyprowadzić go na ring, który był koło stajni. Po tygodniu zaczęłam z nim chodzić do parku na spacery (na wszelki wypadek miał zapiętą lonżę) i wchodził za mną w różne dziwne miejsca. Prawie wprowadziłam go do pałacu hihihi. Mogłam pokazać mu żeby wszedł na górkę a zostawałam na dole i potem przychodził do mnie.

Możecie w to nie uwierzyć, ale próbowałam to tylko z tym jednym koniem. Właściwie, to nie możn powiedzieć, że próbowałam, tylko tak wyszło. Po dwóch tygodniach wsiadłam na niego i nie było większych problemów z jazdą. Wiadomo on nic nie umiał, ale już się nie buntował i można było zacząć go uczyć pracy w siodle. Z tego co wiem to moim odejściu stamtąd tego konia wydzierżawiła dziewczyna, która jeździła w stopniu średnio zaawansowanym i spokojnie mogła na nim jeździć.

Troche pewnie namotałam, ale nigdy nie umiałam pisać wypracowań z głowy hihihi Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
haneczka



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 448
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pią 14:53, 24 Mar 2006    Temat postu:

To znaczy, że nawet nie słyszałaś o metodach MR i tak Ci przez przypadek wyszło czy też nie czytałaś jego książek, ale ktoś Ci opowiadał jak to się mniej więcej robi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
varsica



Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 15:44, 24 Mar 2006    Temat postu:

Nie czytałam jego książek, ale kiedyś słyszałam jak kilka osób o tym rozmawiało. Choć nie mówili dokładnie co należy robić, bądź co robili, to tak ogólnie można było pojąć o co mniej więcej chodzi. Oczywiście raczej mniej niż więcej, zwłaszcza jak się nie słyszy całej rozmowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:28, 25 Mar 2006    Temat postu:

varsica napisał:
Troche pewnie namotałam, ale nigdy nie umiałam pisać wypracowań z głowy hihihi Mruga

Nie namotałaś, nie namotałaś! Bardzo ciekawe opowiadanie :D
Widzisz, to jednak działa. I mimo, że nie do końca robiłaś to, co sugeruje MR, to koń uznał Twoją wyższość i się podporządkował.
Tomek_J twierdzi, że nie każdy koń potrafi poddać się join-up. Ja nie wiem... Praktykowałam ze zbyt małą ilością koni. Ale wydaje mi się, że zawsze można spróbować. Bo czasami efekty są po prostu rewelacyjne Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
varsica



Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 19:27, 25 Mar 2006    Temat postu:

Ja ogólnie staram się poświęceć sporo czasu swoim koniom (czytaj tym na których jeżdżę, bądź się nimi zjmuję) a nie tylko wsiąść i odstawić do następnego razu. Oczywiście w miarę możliwości i warunków.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thinky
Wałkoń :-)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Grodzisk Maz., oryginalnie: Tarnów

PostWysłany: Nie 14:35, 26 Mar 2006    Temat postu:

Ja powiem tak: robiłam join-up ze swoimi wałkoniami (parę lat temu, po przeczytaniu książki i obejrzeniu kasety video MR "Join-Up" - bez Dually haltera!!! Ważne, bo na kasetach sprzedawanych choćby na pokazie na Torwarze Dually halterek już się pojawia.)
Myślę, że tak: join-up opisany w książce czy ten na video to wersja idealna. Jak wcześniej zauwazyła Martik bodajże, nie mamy do czynienia z dzikim mustangiem... Innymi słowy - wałkoń nasz własny, totalnie udomowiony, który ma cię owiniętego wokół kopyta, nie zachowa się tak jak w książce. Nie zobaczy nagle w tobie niebezpiecznego drapieżcy, przed którym trzeba wiać - choć możesz się postarać. Poza tym uważam, że join-up to nie zawsze położenie głowy na ramieniu czy dotknięcie, czasem wystarczy ze koń idzie za nami.
Efekty: na pewno poprawiły się relacje między mną a końmi, wzrósł szacunek z ich strony, a to zaowocowało ułatwieniami w codziennym życiu: wchodzenie do stajni po pokazaniu palcem kierunku, prowadzenie na pastwisko na długiej i luźnej linie, nie wyprzedzanie podczas spaceru w ręku etc.

Dodam, że Hempfling pracuje na kwadratowym wybiegu, picadero czy jakoś tak... Na zwykłym kantarze.

Te wszystkie Dually halterki, carrot sticki, liny z określonym splotem i o właściwej długości to gadżety - owszem, pomagają, ale bez tego albo uzywając zwykłego sprzętu też można osiągnąć swój cel.
Którym zawsze jest porozumienie z koniem, nauczenie się końskiej mowy, prawda?

PS Varsica, myslę, że to co opisałaś, to był join-up i to super!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
varsica



Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 15:29, 26 Mar 2006    Temat postu:

Kurcze fajnie jak tak czasem coś się człowiekowi uda (nawet przez przypadek, a może tym bardziej) Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Nie 22:23, 26 Mar 2006    Temat postu:

Ja zacząłem bawić się w ten sposób, gdy tylko pierwszy raz dowiedziałem się o MR, a to było jakieś... hm... 8, może 9 lat temu. Ludzie pukali się w głowę, zwłaszcza, że stajnia, gdzie miałem wtedy konie, pretendowała do miana "sportowej" i większość koni wychodziła tylko ze stajni na trening. A tu nagle veroniq gania swoją kobyłę po wybiegu, dziwny jakiś <eh?>

Później pojechałem doszkolić się w Starych Żukowicach u Alexa, poznałem pewnego pana z Warszawy, który stosując metody naturalne na wyczucie osiągał super rezultaty z "trudnymi" ogierami i w końcu zrobił się boom na Pata Parellego, więc przeczytałem wszystko, co było dostępne w sieci. Od tej pory nie trzymam się ślepo jednej metody, tylko próbuję łączyć i co najważniejsze - dostosowywać do danego przypadku (konia).

Moim pierwszym sukcesem było doprowadzenie do tego, że na swojej klaczy, która lubiła ponieść stępem z ujeżdżalni (co za wstyd) i zmasakrować w terenie (cwał do domu - na przełaj, między drzewami), jeździłem w pobliżu stajni tylko z liną przerzuconą przez szyję. Drugim sukcesem było wypracowanie hierarchii z ogierem znajomego - bardzo wesołym trzylatkiem, który krył ludzi, wyskakiwał z boksu na widok klaczy i zupełnie nie współpracował pod siodłem. Po kilku dniach chodził krok za mną na luźnym uwiązie. Niestety okazało się, że znajomemu nie o to chodziło, bo "ogier nie może zachowywać się jak wałach" <eh?> i zakończyliśmy dobrze rokującą współpracę.

Z każdym zajeżdżanym koniem zaczynałem od połączenia i - mimo, że często nie było to książkowe połączenie - nie miałem większych problemów przy obsłudze oraz dosiadaniu. Pracą na lonżowniku zawsze przypominam swoim koniom, kto jest szefem. Jeden pokaże ucho, mlaskanie, obniży się aż do tropienia przy ziemi, a inny po prostu wyraźnie wyluzuje i będzie za mną podążał, nie zwracając uwagi na otoczenie. Uważam, że metodę należy dopasować do konia, nie na odwrót. A efekt będzie pozytywny zawsze, gdy zrealizujemy swoje zamierzenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thinky
Wałkoń :-)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Grodzisk Maz., oryginalnie: Tarnów

PostWysłany: Nie 23:28, 26 Mar 2006    Temat postu:

Zgadzam się z przedmówcą! Każdy koń jest inny. I zgadzam się również z tym, że trzeba sobie samemu opracować swoje "naturalne metody treningu" czerpiąc po trochu z każdego guru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek_J
Jest!!! zbudowałem ją TYMI ręcami ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 2083
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 7:36, 27 Mar 2006    Temat postu:

thinky napisał:
Ja powiem tak: robiłam join-up (...) bez Dually haltera!!!


Ten kantarek to akurat może być całkiem "ostrym" narzędziem oddziaływania na konia. Nie wiem, ale jakoś to dla mnie jest zaprzeczeniem idei "dogadywania się" z koniem po dobroci w jego języku...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
varsica



Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 17:19, 27 Mar 2006    Temat postu:

Ostatnio koleżanka miopowiadał,że widziała jak kilka koni od halterków i tych specjalnych lin miały poranione głowy. Może sama by w to nie uwierzyła, ale widziała świerze rany po pracy z koniem. Właściciel nato odpowiedział, że do wesela się zagoi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Pon 22:42, 27 Mar 2006    Temat postu:

Zwykły halter może działać ostro. Jest przecież zrobiony z cienkiej linki i dodatkowo ma uciskowe supełki. Wczoraj i dzisiaj widziałem wyraźne odgniecenia na pysku kobyłki, która szarpała mi się na linie podczas prowadzenia na lonżownik. Poza tym na normalnym kantarze bym jej tam nie doprowadził (tylko jechał na butach z powrotem do stajni), a halter "dał radę". Zauważyłem, że niektórzy stosują go bez wyczucia, bo co takie sznurki mogą zrobić koniowi. A mogą, mogą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin